Jeśli Twoje dziecko zastanawia się „co tu robić?” lub bezustannie mówi, że się nudzi, to na pewno powinien to być dla Ciebie impuls do działania. Warto się tym zainteresować i wymyślić mu jakieś ciekawe zajęcie. Wiadomo, że większość rodziców często nie ma czasu na zajmowanie się dzieckiem i na uczestniczenie w jego życiu. Dziecko nudząc się zazwyczaj zaczyna szukać nowych atrakcji, które nie zawsze są dla niego zdrowe i bezpieczne. Rodzice często nie znajdują wspólnego języka z pociechami, ale nie wynika to tylko z zabiegania i zapracowania. Trzeba pamiętać, że dorosły człowiek choćby nie wiem jak się starał, nie jest w stanie myśleć, postępować i komunikować się jak dziecko. Z czasem dorośli tracą tę umiejętność. Oczywiście zdarzają się jednostki, które bez problemu potrafią „wejść w skórę dziecka”, ale jest to nieliczny odsetek społeczeństwa. Znakomita większość rodziców nawet jak ma czas dla swoich dzieci i chce go z nimi spędzać, to nie ma pomysłu na dotarcie do młodych i zainteresowanie ich czymś pożytecznym.
Dlaczego postanowiłem tego typu artykuł napisać właśnie na planszoholiku – blogu dotyczącym gier planszowych? Sam będąc rodzicem dochodzę do wniosku, iż właśnie gry planszowe mogą stanowić jeden ze sposobów na utrzymanie i polepszenie kontaktu z własnymi dziećmi. Poniżej postaram się umieścić kilka punktów, które według mnie przemawiają za tym.
1. Wspólne granie rodziców z dziećmi w pewnym sensie likwiduje barierę wiekową i mentalną między pokoleniami.
2. Dla rodziców stanowi to ciekawą rozrywkę i wyzwanie.
3. Dzieci mają wielką frajdę i jest to dla nich nie lada atrakcja.
4. Zarówno dzieci jak i dorośli mogą rozwinąć swoje umiejętności strategicznego myślenia, liczenia i zdrowego współzawodnictwa.
5. Granie jest doskonałym sposobem na bardzo miłe spędzenie czasu w rodzinnym gronie.
6. Jest znakomitą alternatywą dla gier komputerowych i oglądania telewizji.
7. Dziecko grające z rodzicami nie będzie się bało konfrontacji z rówieśnikami, co dodatkowo buduje zaufanie do rodziców.
To tylko niektóre z zalet gier planszowych – wad nie znalazłem, więc ich nie przedstawiam. Mam nadzieję że, wymienione przeze mnie argumenty zachęcą chociaż niektórych rodziców do spróbowania tej formy interakcji z dziećmi, a może dzieci spróbują przekonać rodziców. Nie twierdzę też, że jest to jedyna i właściwa droga a co najwyżej jeden ze sposobów na ułatwienie komunikacji i poprawienie relacji rodzic-dziecko. Wiem, że często jest to trudne, ale warto próbować i w ten sposób.
P.S. Uzależnienia od gier planszowych nie można traktować jako coś negatywnego. Nie niszczy to organizmu i nie spędza snu z powiek dlatego nie ująłem, więc możliwości uzależnienia się jako wadę.
Comments 6
Jeśli dodasz do tego jeszcze element wspólnego wykonania z dzieciakiem samej gry lub jej elementów (pionki z modeliny lub własnoręcznie narysowane karty) będzie to działało pobudzająco do innych procesów opierających się o zdolności kreacyjne i modyfikacyjne. Do tego, możliwość praktycznego zastosowania stworzonych samodzielnie elementów pokaże użyteczność procesu, co w pewnym wieku jest niezbędne.
Author
Masz zupełną rację. Sam jakiś czas temu robiłem modelinowe bakterie do Pandemica, ale tylko żółtki zrobiłem. Latorośl podrośnie to będziemy razem upiększać kolekcję ;)
Ja już się nie mogę doczekać jak mój potomek podrośnie, bo w końcu będzie nas troje go gier, a trójka to idealna liczba graczy do większości planszówek:) Czasem łapię się na tym, że zastanawiam w które gry najpierw zagramy, które mój synek polubi a których nie :) Nawet nie mówiłam o tym radowi bo pomyśli, że szurnięta jestem hehe
Pewnie trochę jesteś ;)
ja też czekam na kolejnego gracza, aż dorośnie ;) i staram się zapewnić dobre zaplecze growe :D
do tego w przypadku dziecka planszoholików będzie ono mogło chwalić się jakie to gry ma w domu i że rodzice są wyluzowani.
Minusem może być kwestia trudności gier: jeśli dzieciak ciągle będzie przegrywał bo planszoholizm rodzica nie pozwala iść na ustępstwa to dzieciak będzie miał w nosie taką rywalizacje:)
Racja basemen – zdrowy rozsądek rodziców to podstawa.
W pszczoły i miód, jak wspominałem w którymś wpisie, zawsze dostaję baty – w nosie mam taką rywalizację! :)