Planszoholizm jako choroba przenoszona przez internet

arturion Poznajmy się 5 Komentarzy

No Gravatar

Planszoholizm to choroba siejąca wielkie spustoszenie w organizmie. Zaczyna się niewinnie, wciągają cię w to znajomi, albo nawet własna rodzina (?No co ty? Ze szwagrem nie zagrasz??), często zaczyna się jednak od Internetu. ?Przymulone? oczy spoglądają co rusz na monitor, wyczytujesz o mechanice, losowości, interakcji oglądasz jakieś plansze, ośmiościenne kostki, żetony, figurki. Myślisz sobie, że dasz radę, że przezwyciężysz to, ale nie jest tak łatwo. Tak było w moim przypadku?

Jest 24 grudnia, tak to wigilia, ja gimnazjalista korzystam z dobrodziejstwa jedynego słusznego dostawcy internetu i mam wielkiego pecha. Trafiam na olbrzymie forum o grach planszowych, a ile tam tego jest, tytuły, zapowiedzi, newsy. Wszędzie Łolissy, Knizie, Agrikole, za każdym rogiem bojówki organizacji którzy Monopoly stawiają na równi z egipskimi plagami.

Trafiam na jakiś straszny dział, łzy same cisną mi się do oczu gdy o tym myślę, jak mogłem być tak głupi i to przeczytać, stoi tam jak byk, że 30-31 stycznia w BRZEGU odbędzie się II Brzeski Festiwal Gier Planszowych. Mogłem szybko wyłączyć, zapomnieć, wyrzucić monitor przez okno, ale tego nie zrobiłem, doczytałem wszelkie informacje i co się okazuje? Że mam do Brzegu dosłowny rzut beretem, ze 30 km. Chwila zastanowienia? jadę. Informuje rodzicieli, namówiłem tatę, żeby pojechał ze mną (jak mogłem go tak narażać, przecież to igranie z ogniem). Mam więc ponad miesiąc do festiwalu, a ja co? Czytam dalej, fora, strony wsiąkam, wsiąkam co raz bardziej, w końcu podejmuję decyzje, kupuje swoją pierwszą planszówkę? Ale jaką? Na początku opcje były trzy, Runebound, Caylus, Stone Age. Ta pierwsza odrzucona ze względu na poziom trudności, druga niezbyt ładna graficznie, ale ?Wiek kamienia? to graficzna bajka. Zamawiam! Dziękuje tutaj firmie Rebel, dała mi ona szanse żeby zrezygnować z nałogu póki jeszcze czas – gry nie było na magazynie, jednak ja chcę poczekać. Paczka dociera, otwieram, wyjmuje żetony z wyprasek. Decyduje, że jeszcze tego samego dnia po raz pierwszy w nią zagram, z ojcem. Pod koniec zrozumieliśmy już w pełni zasady. SUKCES bakcyla, uzależniam się, próbuję wciągnąć mamę, ale mama jest rozsądna nie dała się porwać mocno, to samo zresztą moi koledzy, ale cóż mówi się trudno.

Nadchodzi ten dzień, festiwal. Docieramy, oczywiście długo szukaliśmy wejścia ale udało się, wchodzimy. Jest bardzo wcześnie dopiero otworzyli, jesteśmy zdezorientowani, dowiadujemy się jak to wygląda. Podchodzisz do stołu – bierzesz działkę – jak pierwszy raz, to prosisz niebieską koszulkę, żeby wytłumaczyła jak odpowiednio wbić strzykawkę – zażywasz. Podchodzę do stołu, a ja sprytna bestia byłem już nieco zorientowany w rodzaju towaru, chwytam jeden z twardszych tytułów – Puerto Rico. Dzięki zacnej pomocy Niebiskich, pojąłem zasady i rozegraliśmy z tatą jedną partię. Potem Władca Pierścieni Konfrontacja i Osadnicy z Catanu Gra Karciana (obie te gry zrozumieliśmy sami). A, prawie zapomniałem o wciągnięciu dwóch partii Carcassonne. Następnego dnia nie pograliśmy już dużo, pewnie dlatego, że byliśmy tam kilka godzin, udało nam się wstrzyknąć Wikingów i połknąć Gilotynę.

Przewinę teraz czas mocno do przodu. W obecnej chwili jestem dumnym posiadaczem, Stone Age, Wikingów i karcianych Osadników. Jednak to dla mnie mało, uzależniłem się okrutnie. Aż doszło do tego, że wymieniłem swoje Playstation 3, na grubszy towar w wyniku czego w najbliższym czasie będę w posiadaniu Agricoli, Wysokiego Napięcia, Genui, karcianki o nazwie Roma, Zaginionych Miast i Mafii.

Szykuje się do poszerzenia grona swoich współgraczy, od wielu tygodni wybieram się na tajne undergroundowe spotkanie innych uzależnionych, na wrocławskim Uniwersytecie Przyrodniczym, jednak jakoś od czterech tygodni wybrać się nie mogę, to pewnie lęk, co sobie o mnie pomyślą? Taki młody, a już bierze?

To była historia mojego uzależnienia, napisana specjalnie dla klubu Anonimowych Planszoholików. Mam nabrzmiałe żyły od wyciskania z wyprasek żetonów, trzęsące ręce od potrząsania kubkiem z kostkami w Stone Age, jednak nie żałuję.

Niech Moc będzie z Wami.

Share

Comments 5

  1. Pozwolę sobie pierwszy skomentować, jako że pierwszy widziałem ten artykuł. Jest to pierwszy artykuł naszego nowego kolegi, który sam doszedł do tego, że jest uzależniony. Dobrze, że zdaje sobie z tego sprawę. Postaramy się, aby przypadkiem nie wyszedł ze swojego nałogu i wrócił do szarej rzeczywistości. Artykuł bardzo mi się spodobał (świadczy o tym brak cenzury z mojej strony :D). Mam nadzieję, że będą kolejne interesujące i porywające posty od arturiona.
    Pozdrawiam wszystkich AP (anonimowych planszoholików)!

  2. Oj prawda post porywający :-) Witam baaardzo serdecznie arturiona i czekam już z niecierpliwością na kolejne posty! Widzę, że z Ciebie będzie taki kolekcjoner jak i z marsa, czyli zapewne będziesz jak najczęściej zasilać swoje zbiory. Oczywiście faktem jest, że w miarę jedzenia apetyt rośnie. W końcu na tym polega nasza choroba. Pozdrawiam

  3. Planszoholizm to choroba – rzeczywiście, ale żeby zarażać potrzebny jest jednak kontakt bezposredni :)
    Fajny blog.

  4. Maciunia – to się zgadza w 100%. Ja bym trochę zmodyfikował założenie: zarażenie następuje przez kontakt bezpośredni, ale pogłębianie nałogu w dużej mierze zawdzięczamy netowi. pzdr

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *